Banery spadają z trzaskiem…

hdsr

Już 18 maja staniemy przed wyborem nowego prezydenta. Wyborem ważnym jak nigdy wcześniej. Za naszą wschodnią granicą wciąż toczy się wojna, która burzy poczucie bezpieczeństwa w całej Europie, a zza oceanu dochodzą groźne pomruki Donalda Trumpa, który postanowił raz jeszcze przewrócić stolik na globalnej scenie. W takim czasie decyzja, jaką podejmujemy przy urnach, nie jest tylko wewnętrzną sprawą Polski – to głos w międzynarodowym chórze, który może brzmieć albo rozsądkiem, albo kakofonią populizmu.

A jednak, gdy spojrzymy na nasz Stoczek Łukowski, wydaje się, że ta wielka polityka odbywa się w jakimś równoległym świecie. Cisza. Zero debat w sklepie, zero sprzeczek na ławkach, zero entuzjazmu. Życie płynie spokojnie, a wybory? Jakby toczyły się gdzieś indziej. Zresztą – u nas krajowa polityka nigdy się nie zaczynała, ani nie kończyła. W przeciwieństwie do lokalnej. Ale właśnie tu, w takich małych miasteczkach, najlepiej widać, jakie naprawdę są nastroje w kraju. Tyle że dziś te nastroje są raczej ospałe. Albo zamknięte na cztery spusty w domach, przed ekranami.

I może właśnie dlatego z takim smutkiem patrzy się na to, co stało się z banerem Rafała Trzaskowskiego. Powieszony z przekonaniem lub chociaż z obowiązku, szybko został opadł z trzaskiem. Pocięty. Zniszczony. Nie tylko w Stoczku w gminie też nie miał szczęścia. Jakby ktoś naprawdę się go bał, albo po prostu nie znosił do tego stopnia, że aż musiał to wyrazić nożem.

Można to uznać za wybryk chuligański. Można powiedzieć, że to polityczne chuligaństwo. Ale przede wszystkim – to niemy krzyk frustracji i agresji, która nie znajduje innego ujścia.

A przecież baner to tylko baner. Kawałek materiału z twarzą, nazwiskiem. A jednak w kraju, w którym emocje są silniejsze niż argumenty, staje się on obiektem ataku – bo jest łatwym celem.

Niszczenie banerów to nie tylko wykroczenie – to diagnoza. Pokazuje, jak bardzo nie umiemy rozmawiać, jak bardzo nie szanujemy inności, jak bardzo nie rozumiemy, że demokracja to nie walka na noże, ale spór na słowa. W dodatku – ktoś mógłby złośliwie powiedzieć, żeby szanować banery bo sztabowcy omijają nas szerokim łukiem. Może warto byłoby przynajmniej te nieliczne potraktować z respektem.

Wybory za pasem, a my zamiast pytać, jaki program ma ten czy inny kandydat, milczymy. Albo tniemy. Smutny to obraz, ale bardzo prawdziwy. Może zbyt prawdziwy.

W małych miejscowościach jak Stoczek Łukowski, demokracja nie umiera z hukiem. Ona znika po cichu – z płotu, z rozmów, z naszej uwagi. A potem budzimy się w kraju, który ktoś inny urządził za nas. I już nie ma kogo winić, oprócz siebie.

Awatar Marcin Staniszewski
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments