
Jeszcze nigdy nie byłem tak przekonany o tym, że robię coś dobrego dając na tacę, jak w ostatnią niedzielę. Nasz Proboszcz, którego szanuję, w naszej „ulubionej” części mszy – ogłoszeniach, zapodał trafiającą w dychę mowę na temat wyboru szkoły średniej przez lokalnych absolwentów gimnazjum. Było to konkretnie swoiste nawoływanie do wyzbycia się głęboko zakorzenionych w naszej społeczności, a jakże, kompleksów oraz uświadomienie iż koczowanie naszych dzieci w internatach miast ościennych albo wystawanie na przystankach w oczekiwaniu na autobus wcale nie oznacza ich dobra. Celnie wytknął też gówniarskie (to moje określenie, nie Proboszcza) zapędy młodzieży, aby „wyrwać się z domu”, co również jest faktem i jednym z motywatorów decyzji o wyborze szkoły. Chyląc czoła przed Ks. Stanisławem, postanowiłem uzupełnić nieco Jego powściągliwy, lecz bardzo celny wykład o swoje historie, obserwacje i wnioski, odnośnie masowej migracji młodzieży do szkół w miastach ościennych, otwierając tym samym cykl nieregularnych felietonów pt. „Wujaszek Heinrich uczy i bawi”. Nie jestem proboszczem, więc nie będzie powściągliwie, ani tak, żeby przypadkiem nikogo nie urazić. Zatem zakompleksionym malkontentom z góry dziękujemy, a pozostałych zapraszam do lektury i przygotowania się do nadchodzącego otwarcia przez nich oczu. Zaczynamy!
AKT I – metaprogramy
O tym, że stoczkowskiemu Zespołowi Szkół niczego nie brakuje, mądrym mówić nie trzeba. Problem w tym, że tych mądrych mamy chyba deficyt… A może to nie brak mądrości odpowiada za głupie decyzje, tylko niewłaściwe metaprogramy zainstalowane w ludzkich umysłach przez chore otoczenie. Z metaprogramów trochę się szkoliłem, zatem umiem je rozpoznawać. Właściwe rozpoznanie metaprogramów u drugiej osoby pozwala nam skuteczniej wywierać na nią wpływ. W Internecie można trochę o tym znaleźć, natomiast nikt tam nie porusza kwestii jak nasze własne metaprogramy wpływają pozytywnie lub negatywnie na nasze życie i wybory. Metaprogramów jest kilka, natomiast omówimy tutaj dwa, które mają kluczowe znaczenie w przedmiotowej sprawie. Każdy metaprogram ma niejako dwa warianty, z których, jeśli przyjrzeć się obydwu z perspektywy naszych własnych korzyści i zdrowego postrzegania świata, można wyróżnić ten pozytywny i negatywny (to jest mój prywatny podział, w literaturze nie spotkałem się z próbami obiektywnej oceny poszczególnych wariantów, gdyż te zwykle są traktowane wyłącznie jako narzędzie usprawniające manipulację innej osoby). Tak więc do rzeczy:
– Metaprogram „Ja-Inni”
Ten metaprogram jest zwykle decydujący przy wyborze szkoły. Osoby z wariantem „Ja”, przed dokonaniem wyboru zadają sobie pytania w stylu: „Czy mi się to podoba?”, „Jakie ja odniosę z tego korzyści?”, „Czy będę szczęśliwy wybierając to?”. Zatem przekładając to, na kwestię wyboru szkoły, osoba taka może pytać sama siebie: „Czy w tej szkole będę miał wystarczająco dużo czasu dla siebie?”, „Czy lokalizacja mi odpowiada?”, „Czy przygotują mnie tam dobrze do matury?” itp., po czym osoba taka dokonuje samodzielnego wyboru.
Pacjenci z wariantem „Inni”, z kolei pytają sami siebie: „Ile osób wybiera to rozwiązanie?”, „Czy to rozwiązanie ma dobrą opinię wśród ludzi?”, „Co inni powiedzą jeśli to wybiorę?”. Więc przekładając to na kwestię wyboru szkoły możemy mieć pytania: „Ile osób z mojego rocznika idzie do tej szkoły?”, „Czy ta szkoła cieszy się dobrą opinią?”, „Czy moja rodzina będzie ze mnie dumna jeśli wybiorę tę szkołę?” itd., po czym osoba dokonuje niesamodzielnego wyboru – albo patrząc na innych, albo aby usatysfakcjonować innych (np. swoich rodziców, którzy próbują zaspokoić swoje niespełnione ambicje).
Nietrudno się domyślić, iż wariant „Inni” można śmiało określić jako ten negatywny. Nie ma nic gorszego niż motywowanie się chęcią „aby przypadkiem nie być gorszym” lub „żeby sąsiedzi zazdrościli”… Według mojego prywatnego rozeznania, przy wyborze szkoły, wśród lokalnej społeczności dominuje ten właśnie, negatywny wariant omawianego metaprogramu, co jawi się jako jedna z głównych przyczyn pustki w naszym ZS. Nasuwa to smutne wnioski, że przerażająca większość ludzi nie żyje dla siebie, lecz dla innych. Ponadto, co ważne, ludzie tacy nie wierzą w siebie, swoje zdolności i własną wyjątkowość i indywidualność, skoro stwierdzają, że potrzebują „super-szkoły” aby coś osiągnąć… smutne toto…
Powyższe wnioski oczywiście odnoszą się zarówno do dzieci, jak i ich rodziców, którzy przecież w wyborze pomagają…
– Metaprogram „OD-DO”
Temu metaprogramowi poświęcimy trochę więcej miejsca, gdyż ma on nieco większy wpływ na nasze życie, względem poprzedniego.
Osoby, u których dominuje wariant „DO”, motywuje chęć osiągnięcia jakiegoś celu, i temu przyporządkowują swoje zachowania i decyzje. Osoby nastawione na „DO”, w życiu zawodowym kierują się myślami typu: „Chcę rozkręcić swój własny interes”, „Chcę być najlepszym managerem”, „Chcę mieć tytuł doktora”, „Chcę być najlepszy w swoim fachu” itp. Perspektywy porażki nie działają na nich motywująco…
Natomiast osoby, z dominującym wariantem „OD” motywuje perspektywa porażki. Myślą oni kategoriami typu: „Boję się, że nie zdam matury”, „Boję się, że będę miał problemy finansowe”, „Boję się, że nie znajdę pracy”.
Niestety, ten drugi, wyraźnie negatywny wariant, jest masowo wszczepiany w umysły młodych ludzi w „prestiżowych” szkołach średnich, głównie liceach… Wiem to z własnej obserwacji i nikt mi nie powie, że jest inaczej. Ktoś zapewne krzyknie: „ale to przecież nic złego, że ktoś ma świadomość problemów jakie mogą go spotkać”. Niby racja, ale już spieszę z rozłożeniem zagadnienia na drobne:
AKT II – skutki zaszczepienia wariantu „OD”
Wyobraźcie sobie drużynę piłkarską, w której u wszystkich zawodników, ktoś zastrzykiem z tajemniczej substancji wzbudził paniczny strach przed utratą bramki. Wszyscy piłkarze, motywowani strachem przed stratą punktu trenują po 15 godzin dziennie, 7 dni w tygodniu. W efekcie mamy świetnie wyszkoloną drużynę………………. samych bramkarzy. Owszem, jak jedenastu chłopa zasłoni bramkę, przeciwnikowi trudno będzie „strzelić gola”. Taki team z dużą dozą prawdopodobieństwa nie straci bramki, nie odniesie porażki, ale też… nie osiągnie żadnego sukcesu. Wszyscy są bramkarzami, brak napastników.
No i patrzę z boku, w wyobraźni, na tę grupę osób na boisku panicznie zasłaniających światło swojej bramki. Zaczynam rozpoznawać twarze – taaaak, to moje koleżanki i koledzy po „Kościuszkach”, „Królówkach”, „Medykach”, „Prusach” i tym podobnych modnych placówkach. Kiedy ja byłem na imprezie, oni kładli się spać, bo na drugi dzień „lekcja zerowa” o 7:00 rano. Kiedy w weekend jechałem z rodzicami oglądać wydarzenia sportowe, oni pisali wypracowania. Kiedy szedłem z koleżanką na spacer, oni uczyli się do dwóch sprawdzianów i kartkówki dnia następnego. Cały czas napędzani strachem. Kiedy ich spotkałem, nie potrafili mówić o niczym innym i z oczami jak pięciozłotówki opowiadali jak im się tołkuje do głowy, że są takie i takie wymagania do matury, że nie zdadzą, że się boją, że nie dostaną się na studia, że mają taki ogrom materiału do przyswojenia, że głowa mała. Strach przed porażką odebrał większości z nich najlepsze lata życia, zrobił z nich maszyny spełniające wymogi systemu. Byli ofiarami masowego przemiału, motywowani straszącymi hasłami rzucanymi do tłumu, bo przy takim przerobie (omawiane szkoły charakteryzują się dużą liczbą uczniów) ciężko było o indywidualne podejście do ucznia.
Maturę zdali. Ja też.
To oczywiście nie koniec smutnych historii. Przed nami wszystkimi były przecież studia. Dobrze znam historię pary, gdzie chłopaczyna w pogoni za „nie odniesieniem porażki w życiu” zostawił swoją niebrzydką dziewczynę i wystrzelił na drugi koniec Polski, na rzekomo lepszą uczelnię i kierunek. Perspektywa przyszłego, wyłącznie hipotetycznego niepowodzenia zawodowego, spowodowała iż ponad miłość (rzecz notabene w życiu najważniejszą) postawił lepszy papier i przyszły, hipotetyczny pieniądz. Trudno mi wyobrazić sobie cięższy przypadek duchowego i umysłowego kalectwa. Jak nietrudno się domyślić, przyniosło to opłakane skutki.
Na studiach, jako dumny absolwent stoczkowskiego LO i zarazem uważny obserwator, też miałem wesoło, wszak tak samo jak moja rówieśnicza „drużyna bramkarzy” z superszkół, dostałem się na jedyną słuszną, postkomunistyczną, państwową uczelnię… podobno prestiżową. Mogłem zatem dalej obserwować ich poczynania. Część wiary, która poszła na mniej wymagające, zwykle humanistyczne kierunki typu „Zarządzanie”, czy „Stosunki międzynarodowe” (na co w owym czasie była moda), zadziwieni niewielką ilością i niskim stopniem skomplikowania materiału do nauki, nabawili się syndromu „zerwania z łańcucha” i zaczęli łapczywie odrabiać stracone w superliceum lata. Z takich właśnie jak oni wyrósł mit studenta wiecznie pijanego i wiecznie głodnego. Ci z tej grupy, którzy nie popadli w alkoholizm i narkomanię pracują dzisiaj na posadach, które mogli by spokojnie zdobyć z wykształceniem średnim. Druga część, która wybrała bardziej wymagające kierunki, wyniesioną z liceum propagandę strachu przeniosła na swoje uczelnie, gdzie opętani lękiem przed niezaliczeniem sesji oraz wykreśleniem z listy studentów, kontynuowali swoją paranoję. Pamiętam, jak na samym początku studiów zdecydowałem się nie pójść na wykład z mechaniki teoretycznej. Kolega – podręcznikowy przykład metaprogramu „OD”, powiedział mi wtedy coś takiego, patrząc z pobłażaniem: „rób jak chcesz, ale jak tego co dzisiaj będzie nie pojmiesz, to później będziesz miał problemy, bo będzie się to za tobą ciągnęło do końca studiów i przez całe życie zawodowe”, po czym utopił nos w notatkach do kolokwium, które miało być za tydzień… hmmm… pomyślałem chwilę nad tym co powiedział i poszedłem do domu. Pół roku później, mechanikę teoretyczną zaliczyłem na 3 i tyle ją w swoim życiu widziałem. A w zawodzie pracuję już dwucyfrową liczbę lat.
AKT III – jak to się skończyło
No właśnie – to już również dwucyfrowa liczba lat, odkąd mój rocznik dokonywał wyboru szkoły średniej. Co porabiają moi rówieśnicy po „superszkołach”? Też pracują. Skoro przenieśli swoją paranoję ze szkoły średniej na studia, to zgadnijcie co…… oczywiście, przenieśli ją również na pracę. Przepracowują życie w obawie przed utratą pracy, czy problemami finansowymi. Uprawiają chory multitasking – jak w piosence pod tym samym tytułem:
„Życie to wyścig, ja nie mam szans na medal
Chociaż dwoję się i troję, ku*wa, dwoję się i troję jak j*bana ameba
Jedna komórka, druga komórka, dzwonią piszą, pół dnia
Dają mi tyle roboty, że no k*rwa ja pi*rdolę
Jak zachować zimną krew – trueblood
(…)
Zrób ten przelew, wyślij maila
Telefon odbieraj potem zrobisz tego ksera ksero
Pracuj w przerwie jak cheerleaderka
I lej ku*wa tę kawę, młynek, ekspres
Czarna robota, coś jak secret service
I załatwisz petentów, tylko miły mi bądź…”
Żaden z nich nie myślał nawet by być przedsiębiorcą, żaden nie jest w jakiś sposób wybitny. Licealna masówka zrobiła z nich do końca życia numery w dzienniku, pozbawiając ich kreatywności i indywidualności. Niby zarabiają dużo, ale po co? By żyło się wygodniej? Większość nie ma nawet odwagi kupić sobie samochodu, bo to przecież wydatek i późniejsze koszty… poza tym jest metro, autobusy i tramwaje, którymi dojeżdżają do pracy – jak biedacy, chociaż tyle pracują. Tacy jak oni tworzą legendy o różnorakich imprezach, czy wyjazdach firmowych, które są ich jedynymi odskoczniami od codziennego pracoholizmu. Wtedy pojawia się, przytaczany już tutaj, syndrom „zerwania z łańcucha” i aby odreagować, ludzie tacy robią okropne i upokarzające ich rzeczy. Miałem wątpliwą przyjemność obserwować kilka takich wydarzeń i powiem, że wizyta w burdelu to najbardziej delikatny scenariusz takiej imprezy. Po takiej balandze wszyscy wracają do bycia maszynkami do zarabiania pieniędzy dla kogoś. Multitasking, którego nauczyli się w szkole średniej stał się sam w sobie celem ich życia. Wszyscy na etacie. Wszyscy autobusem. Wszyscy bez poszanowania dla własnego czasu. Wszyscy o krok do tyłu względem swojego potencjału. Wszyscy zawsze w defensywie. Przepracowując swą młodość dążą do bycia najbogatszymi emerytami w domu starców. O ile dożyją…
Ja wybrałem Stoczkowskie liceum, bo stwierdziłem, że uczyć można się wszędzie. Poza tym chciałem być blisko rodzinnego domu. Co ważne, jako stoczkowski licealista byłem uczestnikiem wielu ciężkich melanży, jednak nigdy nie widziałem na oczy innych używek niż alkohol i papierosy. Słuchy chodziły różne, ale mi ani nikt nie proponował, ani nie widziałem aby brał, co nie jest takie oczywiste w placówkach większych, ościennych miast. Była o tym nawet dyskusja w komentarzach na tym portalu i mówił o tym Ks. Proboszcz. Należy także pamiętać, że bazę dydaktyczną nasza szkoła ma znakomitą, a poziom ustalają nie baza i nauczyciele (notabene uznani fachowcy, którzy potrafili uświadomić mi moje atuty, i z którymi do dzisiaj zbijam pionę), lecz uczniowie. Posyłając swoje zdolne dzieci „za tłumem” do modnych szkół, przyczyniamy się do upadku placówki z bogatą historią, a tym samym do upadku Stoczka jako miasta. Dziś jestem chyba uznanym specjalistą w swoim zdobytym na studiach zawodzie. Ludzie notują to, co im mówię, więc chyba nie jest najgorzej, zwłaszcza, że podczas studiów nie chodziłem na wykłady, np. z mechaniki teoretycznej. Pracuję po to, by żyło mi się wygodniej. Dodam jeszcze, że podczas rekrutacji na studia nikogo nie interesowało jakie liceum skończyłem. Podobnie jak na rozmowach o pracę nikt nie chciał oglądać moich świadectw ani dyplomów. Ja i grupa mi podobnych absolwentów stoczkowskiego Zespołu Szkół, jesteśmy żywymi przykładami na to, że po naszej szkole można nie tylko skończyć dobre studia, ale i odnosić sukcesy również po nich. To właśnie kwestia odpowiedniego metaprogramu, który to rodzice powinni wszczepić swoim dzieciom do głów – nie „Inni”, a „Ja”, nie „Od”, lecz „Do”!!! Tak zaprogramowani ludzie nie potrzebują tłumu, aby ten ciągnął ich do góry. Są po prostu skupieni na swoich własnych marzeniach i celach, które chcą osiągnąć, a nie na unikaniu porażek czy nie byciu gorszymi od innych. Jeśli zapytasz kogoś podobnego do mnie, co uważa za sukces, odpowie Ci:
- Zdrowie
- Mocne więzi międzyludzkie
- Czas dla siebie i najbliższych
- Praca, która daje spełnienie i satysfakcję
Wszystko w nieprzypadkowej kolejności i nieprzypadkowo nie ma tu pieniędzy.
Jak widać, zaszczepiony za młodu światopogląd (tutaj przedstawiony w formie metaprogramów) pokutuje przez całe życie. Wyrabiajmy zatem u siebie odpowiednie metaprogramy i wszczepiajmy je swoim dzieciom. Sukces w życiu jest wypadkową wielu czynników, których wszystkich nie sposób wymienić. Jednak składową sukcesu na pewno nie będzie świstek z jednej z łukowskich czy siedleckich „masarni” nastoletnich umysłów.
Heinrich
Dlaczego rodzice i dzieci wybierają szkołę średnią poza Stoczkiem?
[wpdevart_poll id=”28″ theme=”0″]
http://www.podlasie24.pl/lukow/region/wyniki-matury-2016-w-powiecie-lukowskim-1d00f.html (5.7.2016, 16:30)
Przykro mi, ale nie jestem w stanie przebrnąć przez ten artykuł w całości. Dla mnie to zbiór głupich teorii, zakompleksionej osoby. A powoływanie się na autorytet w postaci proboszcze dodatkowo nie sprzyja przekazowi, gdyż powszechnie wiadomo że temu człowiekowi zależy tylko na wysokich zyskach z „tacy”, a jego kazania są tak wątpliwej jakości, że nie chcę ich tu nawet komentować. Wracając jednak do meritum to zgadzam się z autorem – licea w Łukowie, czy w Siedlcach są ciężkie. Ukończyłam Medyk, z dość dobrym wynikiem – i faktycznie, nie było wolnych weekendów, baaa…nawet nie było wakacji, bo na profilu humanistycznym trzeba… Czytaj więcej »
Samo to, że, jak sama przyznajesz, nie dajesz rady przeczytać całego artykułu świadczy o tym, że łukowskie liceum „nie zrobiło roboty”.
No i gdybyś doczytała do końca to wiedziałabyś, że nie mam kompleksów odnośnie ukończonego LO, bo wybierając je nic nie straciłem, a zyskałem młodość i wspomnienia.
Kompleksy to można mieć raczej z powodu faktu, że męczy Cię czytanie… jeśli w LO faktycznie czytałaś tyle, to proponuję w ramach pracy nad sobą powrócić właśnie do lektur, zaczynając od „Na Jagody” M. Konopnickiej 🙂
Panie Redaktorze,nie możesz tak agresywnie odpowiadac na krytyke wlasnego artykułu ,bo to rzeczywiscie swiadczy o braku dystansu do siebie.Twój artykuł jest dosc ciężki i mało konkretny. Z taką twórczoscią to Ty magisterki z socjologii nie obronisz.
,,Izo90,, nie mozesz narzucac takiej narracji,ze dobra szkola zmusza do nauki ponad siły .Dobra szkoła srednia równoważy nauke i czas wolny.Uczy kratywnosci i pracy zespołowej.
Najgorszą reklamę naszemu LO robią pseudo nauczyciele i dyrekcja z podstawówki i gimnazjum którzy odradzają Stoczkowskie liceum słowami i to są ludzie najbardziej winni frekwencji w naszym liceum którzy sr….ją w swoje gniazdo ,i tu nie trzeba chodzić do księdza tylko burmistrz powinien przyjrzeć się o co tu chodzi i którego prowokatora zwolnic.
Mowia stac cie na wiecej niz na stoczkowskie LO albo tylko lamusy ida do Stoczka i pozamiatane.
Dzień dobry, przeczytałam komentarze zamieszczone pod artykułem i dochodzę do wniosku, że więcej dyskutuje się tutaj na temat wyższości miasta nad wsią (względnie odwrotnie!) lub – w ostatnich postach – o tym, jakim człowiekiem jest ks. Proboszcz. A może rozsądniej byłoby zastanowić się nad tym, czy da się coś jeszcze zrobić, by przywrócić renomę szkole, by zachęcić uczniów, by właśnie tutaj kontynuowali swoją edukację. Jestem absolwentką tego LO, tu zdałam maturę, z tą maturą „w kieszeni” zadałam egzaminy na studia, skończyłam z wyróżnieniem studia na UW (i jeszcze trochę więcej, ale to nie jest istotne). Problem LO z brakiem kandydatów… Czytaj więcej »
Naprawde musi byc dramatyczna sytuacja tej szkoły skoro dyrekcja prosi ksiedza o pomoc.Niestety odniesie to odwrotny od oczekiwanego efekt.Ten ksiadz nie jest lubiany i dla młodzieży nie jest autorytetem.Słychac było szepty niezadowolenia z chamskiego pouczania rodziców ,,co jest lepsze dla ich dzieci,,.
Mów za siebie Warszawiaku, bo skąd niby możesz wiedzieć czy proboszcz jest lubiany przez młodzież z miasta i gminy Stoczek lub pozostałych parafian. Jest dobrym obserwatorem, widzi i czuje problemy miasta, a mówiąc o sytuacji szkoły nikogo nie potępiał i nie krytykował. Zwrócił uwagę na gorszy status miasta bez szkoły średniej i na zagrożenia czyhające na dzieci poza domem rodzinnym. Czy to coś złego? Na pewno jest autentyczny w tym co robi, prostolinijny w tym o czym mówi i odważny. Kiedyś w Miętnem z młodzieżą bronił usuwania krzyża ze szkoły narażając się na internowanie, a może nawet na śmierć. Zastanów… Czytaj więcej »
Otoz wiem, bo od kilku lat mieszkam na terenie parafi i mialem watpliwa przyjemnosc sluchac tego aroganckiego pouczania w czasie ogłoszen.Z Twojej wypowiedzi bije ideologiczna zawisc a zgadza sie tylko to ,ze proboszcz jest prostolinijny. Zastanów sie nad innym aspektem tej sprawy.Dobry ,fachowy i merytoryczny dyrektor szkoly ,pomyslal by o własciwym zprofilowaniu liceum i technikum, aby szkola odpowiadała zapotrzebowaniu miejscowej mlodziezy .A co robi wasza pani dyrektor – biegnie do miejscowego proboszcza ,zeby on nakazal rodzicom, gdzie maja poslac swoje dzieci. To nie swad to sredniowiecze.
Twój związek frazeologiczny „zawiść ideologiczna” brzmi tak samo niezrozumiale jak „doktrynalny monetaryzm” śp. Andrzeja Leppera. Nie ma w słowniku języka polskiego słowa „zprofilować” ani nawet „zaprofilować” ale domyślam się, że chodzi Ci o profilowane licea, które od dawna nie istnieją. Skąd wiesz, że miało miejsce zdarzenie, cytuję Ciebie: „pani dyrektor – biegnie do miejscowego proboszcza ,zeby on nakazal rodzicom, gdzie maja poslac swoje dzieci”. Nie słyszałem aby proboszcz o tym mówił. Może z plotek? Poza tym popracuj nad ortografią i interpunkcją. Wracając do meritum, żadna szkoła, a już na pewno mała, nie jest w stanie sprostać zapotrzebowaniu „miejscowej młodzieży”, podobnie,… Czytaj więcej »
,,stoczkowiaku,, jest w Tobie wiele negatywnej energii ,pewnie wynika to z flustracji i kompleksów.Profilowanie danej klasy oznacza to,ze jezeli klasa humanistyczna nie ma racji bytu to takie liceum powinno byc przeksztalcone w technikum, ktore zapewni zawód i otworzy droge do zawodow inzynieryjnych ,bardzo obecnie poszukiwanych tj: elektryk, energetyk, budowlaniec czy informatyk.Tkwisz niestety w minionej epoce i uwazasz,ze wies jest gorsza od miasta. Obecnie ta roznica sie zatarla i to wlasnie mlodziez z terenow okolicznych wsi jest jedyną szansą dla tej szkoły.
Pomogę Ci zrozumiec równiez znaczenie slow ,,zawisc ideologiczna,, .W Twoim, konkretnym przypadku oznacza fundamentalizm katolicki powiazany z ortodoksyjnym przywiazaniem do sutanny proboszcza, oraz nienawisc do wszystkiego co obce.
Warszawiaku, wytłumacz mi jeszcze co to jest flustracja i już będę oświecony.
Frustracja-zespól dolegliwosci atakujących absolwentow LO Stoczek Łukowski
Jakiego miasta? To wiocha jest – przez duuuuuuże „W”! – jak na „chamówku” samochód kurę przejedzie, to za 2 minuty na „złodziejówku’ już wiedzą o tym….